O poszukiwaniu marzeń, czyli historia analfabetki z szydełkowaniem w tle...
Czytam dużo, bo lubię. Czytam wszystko, co wpadnie mi w ręce, nie przejmując się za bardzo, że coś jest niemodne, coś mało poczytne, coś już dawno "przeminęło z wiatrem"... Osoby, dla których ważna jest książka z czytelniczych list bestsellerów, mogą czuć się rozczarowane, bo raczej rzadko piszę o bestsellerach, a po drugie moje 'oceny' lektur niewiele mają wspólnego z klasycznymi recenzjami.A tak przy okazji na chwilkę zagościło u mnie szydełko ;)
Analfabetka, która potrafiła liczyć Jonasa Jonassona
Był sobotni wieczór, a ja nie miałam nic nowego ani ciekawego do czytania, zerknęłam na stronę empiku, co tam mają w promocji. O, "Analfabetka..." Dokonuję wyboru na chybił-trafił, a może podświadomie sugeruję się okładką? Szybciutko kupuję, przelewam pieniądze i za chwilę ekran kindla ożywa. Ściąga książkę.Przezabawna książka?!
Po chwili mogę zagłębić się w lekturze. Czytam, czytam i nagle po grzbiecie przelatuje mi dreszcz zgrozy. O matko, co ja kupiłam! Książkę o apartheidzie, RPA lat 70-tych XX w., małej czyścicielce latryn z Soweto... Tylko nie to...Czuję się nieco zaskoczona - nagle przypominam sobie, że w jakiejś recenzji czytałam, iż jest to " zwariowana i przezabawna opowieść", a tu co? Latryny, smród, przemoc, dominacja białych...
I nagle daję się ponieść fabule. Już wsiąkam w nią sercem i duszą. Czytam, a godziny mijają. Noc zbliża się ku końcowi, a ja nie mogę się doczekać, jak skończy się zagmatwana i nieprawdopodobna historia o małej, czarnoskórej sierocie, która na oczach czytelnika zmienia się w dojrzałą kobietę, szukającą miłości i swojego miejsca na ziemi...
I nikt nie może jej w tym przeszkodzić - ani zapijaczony inżynier nieudacznik, ani pamiętliwi agenci Mosadu, ani szwedzcy anarchiści i rojaliści razem wzięci. A wszystko, czego szuka, znajduje w skandynawskim miasteczku, a konkretnie w magazynie poduszek z .... nadprogramową bombą atomową jako wygodnym siedziskiem do snucia marzeń, które w końcu się spełniają:)
Świt za oknem, nareszcie mogę odetchnąć z ulgą.
Książka niezwykła, faktycznie przezabawna, pełna nieprawdopodobnych zbiegów okoliczności, które w realu nie miałyby szans na zaistnienie. Komizm miesza się z ironią, czasami nieco gorzką... Wszyscy bohaterowie są w pewien sposób niezwykli - oddani, czy wręcz opętani jakąś ideą, dążą do jej uskutecznienia prawie po trupach...
"Analfabetkę.." czyta się jednym tchem:) I mimo iż książka nie jest pierwszej młodości, polecam ją tym, którzy nie mieli okazji jej przeczytać.
Szydełkowanie, czyli wiosenne podkładki pod kubki
Do pełnego wiosennego wystroju brakowało mi nowych podkładek pod kubki. Mam zieloną serwetkę, więc do niej dorobiłam szydełkowe podkładki - mandale. Ponownie sięgnęłam po autorski wzór Magdaleny z bloga QS Crochet. Szkoda, że Magda od roku nie aktualizuje swojego bloga:(
Mam według tego schematu podkładki brązowe, zrobiłam również niebieskie, a teraz mam zielone. Każda inna, mimo tych samych kolorów i wzoru. Usztywniłam je rozcieńczonym wikolem, który 'nie łapie' zabrudzeń od herbaty lub kawy, a przy tym łatwo daje się sprać, bo wcześniejszym namoczeniu podkładek.
Na zakończenie zapraszam do ciekawej zabawy w Art Piaskownicy - tym razem proponujemy wiosenną wymiankę kolorystyczną 'przydasi' do scrapbookingu. Szczegóły znajdziecie w tym poście.
Pozdrawiam,
Anetta