Porządki, powrót i zmiany
Chyba jeszcze mi się nie zdarzyło, abym z blogowego życia wypadła na trzy tygodnie... Wracam powoli -zmęczona, pełna nowych pomysłów na życie i siebie. Takie 'porządkowanie' mieszkania czasami przynosi niespodziewane efekty. Nie mam tu na myśli czystych okien czy wyczyszczonych mebli, dywanów i podłóg... Tu nie chodziło o sprzątanie mieszkania...
Porządki w szafie przyczyną zamieszania
Zaczęło się niewinnie od porządków w szafie. Już od jakiegoś czasu czułam się przytłoczona rzeczami, z którymi nie potrafiłam się rozstać dwa lata temu, kiedy ogarnęłam mieszkanie według zasad KonMari. Sentymentalne drobiazgi czaiły się w szufladzie i dwóch pudełkach. W tych pudełkach była zamknięta przeszłość, która niczym łańcuch trzymała mnie w jednym miejscu. To te pudełka spowodowały lawinę, zakończoną zmianą mebli, malowaniem ścian i zmianą podłogi...
Na zdjęciu pokój tuż po własnoręcznym malowaniu, telewizor jeszcze zakurzony, a nieliczne sprzęty rozstawione po katach :)
Czas na refleksję
Kiedy zostałam w prawie pustym pokoju, miałam czas i miejsce na wiele refleksji. Uświadomiłam sobie, że nadmiar rzeczy przytłacza mnie fizycznie i psychicznie. Wielu rzeczy nie używałam od lat, wiele leżało sobie i porastało codziennym kurzem, nie wnosząc do mojego życia niczego poza przeświadczeniem, że należy je odkurzać...
Musiałam coś z tym zrobić.
Wielka zmiana
Stosy przeczytanych książek, do których raczej nie wrócę, powędrowały do miejskiej biblioteki. Stosy dokumentów zostały zniszczone. Stosy ubrań zostały wydane. Stosy zbędnych artykułów piśmienniczych zostały znacznie przerzedzone. Stosy elektrośmieci -kabli, kabelków, ładowarek i innych dziwnych urządzeń zasiliły punkt zbierania takich odpadów. Stosy niepotrzebnych płyt CD opuściły mieszkanie. Stosy nikomu niepotrzebnych rzeczy (niektóre jeszcze po poprzednim właścicielu mieszkania) magazynowane przez lata w obszernej piwnicy zostały wywiezione na gminne wysypisko śmieci...
Satysfakcja i chęć do dalszych zmian :)
A ja nareszcie jestem usatysfakcjonowana. Mam to, co chcę i lubię -bez wyrzutów sumienia, bez poczucia winy i bez zbędnej sentymentalnej otoczki. Jestem szczęśliwa -tak po prostu. Terapia była naprawdę szokowa, ale cieszę się, że odważyłam się na ten krok.
Przede mną nowe plany i pomysły na ich realizację.
Cieszę się z powrotu do blogowania, ale obawiam się, że nie nadrobię trzytygodniowej przerwy, więc postaram się jutro zajrzeć do Waszych wpisów z ostatniego tygodnia.
Pozdrawiam,
Anetta