Wypadek i kilka życiowych refleksji...
Nie było mnie ponad miesiąc...Długo zastanawiałam się, czy w ogóle pisać, co się stało, bo raczej zawsze unikałam prywatnych tematów z mojego życia, ponieważ blog w założeniu jest blogiem rękodzielniczym, a nie miejscem, w którym roztrząsam swoje prywatne sprawy... Ale sądzę, że jakieś słowo wyjaśnienia mojej długiej nieobecności należy się czytelnikom bloga.
Wypadek samochodowy
Miesiąc temu miałam wypadek samochodowy. Rano, jak co dzień, jechałam do pracy, kiedy nagle za zakrętu wyskoczył samochód, pędzący środkiem drogi. Miałam ułamek sekundy na podjęcie decyzji, albo zderzamy się, albo zaliczam pobocze. Wybrałam pobocze, aby nie wpaść na któreś z drzew, bo jeżdżę drogą przez stary las. No cóż, nie przewidziałam tego, ze w jezdni jest ogromna dziura. Widziałam tę dziurę, ale nie wiedziałam, że jest tak wielka i głęboka. Wpadłam w nią, wybiło mnie, a potem już poleciałam z samochodem...Leciałam, obiłam się o skarpę raz, samochód kręcił podniebne piruety jak do dachowania, potem odbiłam się drugi raz.
A potem nie wiem, co było.
Kiedy otworzyłam oczy leżałam na ziemi, bo szyby straciłam gdzieś w czasie tych lotów. Samochód stał na boku od strony kierowcy, czyli mojej. Wyszłam górą... Nadjechali ludzie, którzy mi pomogli. Facet pędzący środkiem, odjechał, mimo że zapewne widział w lusterku, że wyleciałam w górę...
Refleksje życiowe
Mój samochód został zezłomowany. Na zdjęciu wyżej pokazuję tylko kawałek przodu, ale bok i tył został podobnie zmasakrowany... Ja wyszłam z tego ze wstrząsem mózgu i urazem barku. Nie miałam ani zadrapania, ani siniaka, ale za to miałam potężnego moralnego kaca. Taka sytuacja zmusza człowieka do trochę innego spojrzenia na życie, siebie i innych ludzi. Z jednej strony cieszę się, że byli obok mnie obcy ludzie, którzy bezinteresownie pomogli mi w tej trudnej sytuacji. Z drugiej natomiast - ten wypadek uświadomił mi, jak kruche jest ludzkie życie i jak nieprzewidywalne sytuacje czyhają na każdego z nas dosłownie na każdym kroku...
Nie było mnie tak długo, bo musiałam się poskładać duchowo. Kupiłam nowy samochód, choć zupełnie nie miałam tego w planach, bo lubiłam swoją starą micrę i myślałam, że razem doturlamy się do emerytury.
Wróciłam do pracy. Jeżdżę tą samą drogą przez las. Być może codziennie mijam tego człowieka, który odjechał zostawiając mnie tam na poboczu...
I tyle prywaty...
Pozdrawiam, życząc udanej niedzieli :)
Anetta
25 comments
Masakra, samochód wyglada okropnie, nie da sie już takim jeździć. Szczęście w tym wszystkim, że
OdpowiedzUsuńnie wyszłaś z tego. Mogło sie skończyć duzo gorzej. A sprawca wypadku, tchórz jeden, myśle, że ma swoja karę mimo wszystko, bo musi teraz żyć z tą świadomością. Trzymaj się, dzielna jestes babeczka :)
Współczuje przeżyć, cieszę się, że nic poważnego się Tobie nie stało, chociaż to trauma, która pozostawi ślad. Ale wiesz, co nas nie zabije to nas wzmocni. Kochana, powodzenia :)
OdpowiedzUsuńO raju Anetko, przykro mi to czytać. Najważniejsze, ze tobie nic poważnego się nie stało i jesteś teraz z nami. Buziaki. Tulam mocno.
OdpowiedzUsuńWspółczuję i cieszę się, że skończyło się na rozbitym samochodzie. Doskonale wiem co przeżywasz. Trzymaj się i tulam mocno.
OdpowiedzUsuńmatko boska , całe szczęście , że Ty wyszłaś z tego w miarę cało fizycznie bo o psychice nie wspomnę. I tak Cię podziwiam że byłaś w stanie ponownie wsiąść do auta i jechać tą samą trasą. Jak bym dorwała tego gnoja to bym chyba zabiła.
OdpowiedzUsuńTrzymaj się kochana !!
Pozdrawiam
Bardzo to przykre, ale najważniejsze że wszystko jest dobrze. Wiem co to znaczy otrząsnąć się po "kolizji". Wszystkiego dobrego życzę.:)
OdpowiedzUsuńO rany, współczuje :(. Cieszę się, że nic Tobie nie jest i wyszłaś z wypadku cało. A co do tego człowieka... ludzka obojętność i znieczulica jest okropna :((. Wśród jakich ludzi my żyjemy, a może to już nie ludzie, tylko potwory bez duszy? Trzymaj się!
OdpowiedzUsuńAnetko współczuję Ci tego ciężkiego przeżycia. Pamiętam jak dwa lata temu sama miąłam potężny wypadek gdzie gość skręcił mi pod samochód a mnie siła uderzenia wybiła na chodnik i skasowałma skrzynke na listy i znak. Cudem w sklep nie wpadłam i ludzi nie stratowałam na chodniku. Moje auto poszło na złom a pana lekkie wgniecenie miało. Przyznam że mimo iż już jakiś czas minął to jakoś ciagle mam obaey jadąc czy wróce cała do domu. Dziś też młody chłopak staranowałby mnie z mała bo ścioł zakręt a że wysokie zboże mnie nie widział uciekałam w pobocze i pole bo widziałam już gniecąca blache. Nie wiem o czym ludzie myśla. Droga jest dla wszystkich ale z umiarem i rozwaga. Ciesze sie że zawsze mamy duże auta typu kombi czy minivan bo jak to ujął policjant gdybym nie jechała ciężkim autem ważacym ponad tone tylko corsa bo mieliśmy już ani mnie ani syna by nie było lub bylibyśmy połamani.
OdpowiedzUsuńA gość który Cię potraktował myśle że albo nie miał serca albo był pod wpływem bo inaczej nie da sie takiego dziadostwa wytłumaczyć. Buziaki☺
Straszne wieści! W sumie to trzeba się cieszyć że wyszłaś z tego cało.
OdpowiedzUsuńTeż kilka lat temu miałam wypadek, nie zmieściłam się na zakręcie, bo z przeciwka wyjechał na mój pas:( Załapałam żwirowanego pobocza, odwróciło mnie i wylądowałam bokiem w rowie między dwoma drzewami. Kiedyś uwielbiałam jeździć, ale od tego czasu jazda nie sprawia mi przyjemności, mało tego, gdy tylko słyszę straż lub karetkę, a moich bliskich nie ma w domu, od razu do nich dzwonię.
Rozumiem co czujesz i współczuję. Trzymaj się Kochana:)
Jeju Kochana trzymaj się! Całe szczęście, że tylko wstrząsnnienie i bark. A tego typa powinni znaleźć i zamknąć!
OdpowiedzUsuńMusiałaś przeżyć koszmarne chwile, ale szczęściem w tym nieszczęściu jest to, że wyszłaś z tego. A jeśli chodzi o tego kierowcę z na przeciwka to brak słów... czasem Ci ludzie jeżdżą skandalicznie, ścinają na zakrętach, pędzą jak torpedy i przez taką czystą głupotę można doprowadzić do wielkiego nieszczęścia. Trzymaj się! :)
OdpowiedzUsuńO matko! Anetko ! Aż nie wiem co powiedzieć... Przykro mi bardzo z powodu Twojego wypadku. Można chyba powiedzieć, że miałaś szczęście w nieszczęściu, ale na pewno przeżyłaś potworny szok. Ja chyba nieprędko wsiadłabym ponownie za kierownicę.
OdpowiedzUsuńDawno temu miałam wypadek: dziewczynka 7-letnia wjechała rowerem prosto pod moje koła. Szczęście, że ani jej , ani mnie nic się nie stało. Ona była poobijana, a ja długi czas nie chciałam jeździć autem.
Życzę Ci spokoju i zdrowia ! Pozdrawiam :)
Tak się zastanawiałam co się z Tobą dzieje.
OdpowiedzUsuńAnetko nad kruchością życia rozmyślam od lutego- tydzień po wylewie zmarł mój brat, tylko nieco starszy ode mnie.Dlatego tak trafia do nas cytat- Śpieszmy sie kochać ludzi, tak szybko odchodzą. Przykro mi,że dotknęło Cie coś takiego, ale cieszę sie, że obeszło się bez większego uszczerbku. Trzymaj sie, pozdrawiam
Kochana, dużo siły i spokoju:)
OdpowiedzUsuńPrzykro mi z powodu wypadku. Szczęście w nieszczęściu, że tylko tak się skończyło. Podziwiam, że dałaś radę wsiąść do auta i jeździć tą trasą. Takie coś zostawia ślad w psychice. Życzę Ci Anetko dużo zdrowia i spokoju.
OdpowiedzUsuńOj fatalnie to wygląda, ale najważniejsza jesteś Ty i że wyszłaś z tego cało.
OdpowiedzUsuńSiedząc za kółkiem trzeba mieć oczy dookoła głowy, znam do, bo także zwykle siedzę za kółkiem.
Życzę zdrowia i spokoju ducha.
Pozdrawiam ciepło.
Najważniejsze, że Tobie nic się nie stało!. Wierzę, że takie momenty są w życiu po coś, tylko czasem to coś widać dopiero z perspektywy czasu. Pozdrawiam i życzę zdrowia :-)
OdpowiedzUsuńMnie wypadek bardzo zestresował i już nie chciałabym nigdy przeżyć czegoś takiego!
OdpowiedzUsuńO matko! Straszne przeżycie- dosłownie i w przenośni... Niestety, ludzie sa jacy są:-(, jedni bezinteresownie pomogli, a ten, który powinien, olał....Zdrówka!
OdpowiedzUsuńWspółczuję Ci bardzo! Całe szczęście, że fizycznie jesteś cała. Gorzej z psychiką, bo z tym musisz się jakoś powoli uporać. Masz rację, na co dzień nie myślimy o tym jak bardzo kruche jest życie ludzkie... Uściski posyłam.
OdpowiedzUsuńWiesz ja zawsze uważałam,że samochód można pospawać,wymienić części a życia niestety nie da się skleić.Dlatego najważniejsze jest to,że żyjesz i że dochodzisz do siebie.Życzę Ci szybkiego dojścia do zdrowia zarówno psychicznego jak i fizycznego.Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńDwa lata temu miałam podobną sytuację. O tyle, że było groźnie, choć nic nikomu się nie stało.
OdpowiedzUsuńWiozłam dzieci do szkoły i przedszkola, gdy z lewej strony z drogi podporządkowanej wbiło się w bok mojego samochodu sportowe audi. Polecieliśmy ze trzydzieści metrów w bok. Ja do dzisiaj pamiętam, jak ostatnimi ruchami sprawnej kierownicy ciągnęłam w bok, żeby nie wylądować na latarni. Jak się okazało chłopak śpieszył się do szkoły, do technikum. Bez prawa jazdy. Nieważne, że jechał z zupełnie innej strony niż mieszkał. Nie uciekł. Był strasznie przejęty. Tak bardzo, że od razu prosił mnie o telefon, żeby mógł zadzwonić do mamy. Wtedy wkurzyłam się pierwszy raz. Z synem na rękach i tuląc rozhisteryzowaną córkę.
Potem byłam rzeczowa i spokojna. I tak przez godzinę, jak dotarł po nas mąż. Wsadziłam dzieciaki do samochodu a sama wybuchnęłam takim płaczem, że sama się nie spodziewałam. Mąż mi mówił, że powiedziałam policjantce, żeby pilnował tego gnoja, bo go zabiję... bo chciał mi zabić dzieci.
Dwa dni do siebie dochodziłam. Nie fizycznie, tylko psychicznie. Miałam ciągle w głowie tą latarnię przed nami...
Dlatego rozumiem i współczuję.
Bardzo się boję takich sytuacji - właśnie dlatego, że są totalnie nieprzewidywalne. Ja mogę jechać jak trzeba, a ktoś szaleć - co z tego, że to będzie jego wina, jak dla mnie to nie będzie miało żadnego znaczenia, bo będę martwa albo mocno poturbowana
OdpowiedzUsuńNo niestety, pełno jest na naszych drogach bandytów, którzy ryzykują życie i zdrowie innych ludzi. Najważniejsze że koniec końców wyszłaś z tego cało. Obyś jak najszybciej odzyskała spokój ducha. Pozdrawiam!
OdpowiedzUsuńTrzymaj się dzielnie:-). Całe szczęście że nie skończyło się gorzej choć i tak współczuję.Pozdrawiam :-).
OdpowiedzUsuńDziękuję za odwiedziny i zapraszam ponownie:)