Szpital, frywolitka i lawenda
Już jestem w domu... Nie czuję się najlepiej, ale powiem szczerze -jeden wielki kamień spadł mi z serca. Prawda jest taka, ze zostałam wypisana ze szpitala bez diagnozy, co w pewnym sensie jest dla mnie powodem do radości. Czekam na jeszcze jeden wynik, ale najgorsze się nie potwierdziło, więc jest dobrze, nawet jeśli tak do końca wszystko nie gra. Wiecie, o co chodzi ;) Dziękuję za słowa pocieszenia i otuchy!Szpitalna rzeczywistość
Szpitalny czas mknął jak szalony za sprawą miłego towarzystwa na sali - śmiechom i żartom nie było końca, mimo iż tak naprawdę nikomu do śmiechu nie było, a diagnozy okazywały się bardzo poważne... Szpitalne obiady rodem z czasów, kiedy jeździłam na obozy i kolonie, za którymi nie przepadałam, obudziły dawne wspomnienia. Niesamowite, jak nasz mózg potrafi dokonać przeskoku w czasie i przestrzeni... U mnie takim wyzwalaczem wspomnień okazała się zupa wiśniowa a la kisiel -zadziałała dosłownie niczym ciastko-magdalenka u Prousta.Pobyt w szpitalu umilałam sobie nie tylko wspominkami, rozmowami czy książką, ale również kubkiem zielonej herbaty z pigwą, którą bardzo lubię. Innym miłym dodatkiem do szpitalnego łóżka był piękny widok za oknem ze starymi drzewami, dwoma srokami i tłustym kotem buszującym w krzewach.
Frywolitkowe produkcje
Jak wiecie szpitalny czas podlega specyficznemu rytmowi - zabiegów, posiłków, obchodów lekarskich... Wplotłam w ten rytm swoje czółenka i frywolitkę. Zrobiłam serweteczkę według wzoru Iris Niebach, zaczęłam drugą w podobnym stylu, skończyłam swoją, choć nie wiem, czy jeszcze nie dorobię jednego okrążenia... Frywolitkowy urobek czeka na pranie z przyczyn wiadomych ;) Muszę wam powiedzieć, że frywolitka naprawdę jest zapomnianą techniką koronczarską. Każdy kto zobaczył serwetkę, mówił - O, na szydełku pani robi... ewentualnie... na drutach (!). Kiedy pokazywałam czółenka, zdziwienie było ogromne, że można nimi 'splątać' serwetkę i trzyma się to kupy. Wydawało mi się, że jak jest nas tu, czyli w blogosferze, kilkadziesiąt osób, które coś tam wiedzą o frywolitce i ją praktykują, to jest całkiem dobrze, ale teraz widzę, że w realu frywolitka nie ma szans na przebicie. A jak nie ma szans na przebicie, to i trudno mówić o ocaleniu jej od zapomnienia... Muszę przemyśleć pewne frywolitkowe sprawy, bo tak naprawdę nie chodzi tu tylko o to, by 'machnąć' na czółenkach od czasu do czasu bransoletkę czy serwetkę...Lawendowe odkrycie
Przez przypadek "odkryłam", że niedaleko ode mnie jest piękne lawendowe pole w Pakszynie. Szkoda, że już zakończyli tegoroczne zbiory, ale to nic -w przyszłym roku na pewno odwiedzę to miejsce, a jak na razie cieszę się z mojej lawendy na balkonie, która rozrosła się niesamowicie i kwitnie bardzo obficie. Mam nadzieję, że tym razem uda mi się ją przezimować, bo wyraźnie jest napisane na opakowaniu, że krzaczki są mrozoodporne.I tyle dziś. Postaram się nadrobić blogowe zaległości, choć może być trudno...
Pozdrawiam,
Anetta
Dobre wiadomości i kamień z serca, rozumiem co czujesz.:) Życzę zdrówka i dobrych dni. Przesyłam wirtualne uściski.
OdpowiedzUsuńCieszę się z dobrych wiadomości u Ciebie .Ja też wyszłam bez diagnozy tyle że miałam bardzo ważne badania na które musiałabym czekać miesiącami.Trochę wyszywałam i supłałam ale jednak szpitalna atmosfera nie sprzyja takim zajęciom pomimo komfortowych warunków -spokój ,cisza,czysto i przemiła obsługa /i nie jest to prywatna klinika o dziwo/.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i życzę zdrówka
Wspaniale! Zaglądałam i myślami byłam z Tobą. Teraz życzę ostatecznej diagnozy i szybkiego powrotu do zdrowia. Anetko, Twoje frywolitki są piękne. Moja mam tworzy te cuda i zbieram się napisać o tym post. Kiedy moja córka w szkole pisała o babci i wspomniała, że babcia robi frywolitki, pani nawet nie pofatygowała się sprawdzić, tylko podkreśliła na czerwono. Dziecko było zrozpaczone :(
OdpowiedzUsuńTrzymaj się kochana <3
Pozdrawiam Alina
Dobrze czytać pomyślne wieści od Ciebie.
OdpowiedzUsuńCo do frywolitki to obawiam się, że nie tylko ją czeka zapomnienie, ale i inne techniki rękodzielne. Z dzieciństwa pamiętam, że w większości domów były maszyny do szycia i zwężanie, skracanie czy naszywanie łat należało do zwyczajnych czynności domowych. Cerowało się skarpetki - teraz się wyrzuca i kupuje nowe. Niektórzy nie potrafią przyszyć guzika. W niewielu domach widuję serwetki, coraz rzadziej są firanki. Świat się zmienia, niestety nie we wszystkich aspektach na lepsze.
To na prawdę super wiadomości!!!!A frywolitki nieustannie podziwiam:)Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńCieszę się z dobrych wiadomości, jednak pobytu w szpitalu, mimo towarzystwa i widokówe za oknem, nie zazdroszczę. Masz rację, ilekroć w pracy mówię o frywolitce, nikt nie wie o co chodzi, a przecież sama tez nie potrafię, tzn. coś tam próbowałam, nawet wyszedł mi jeden łuczek z trzema pikotkami, ale na tym skończyłam. Może kiedyś (czyt. na emeryturze) powrócę.
OdpowiedzUsuńMiłego dnia:)
Anetko cieszę się, ze wszystko pomału zaczyna się układać i znów jesteś z nami.Tak bardzo lubię podziwiać Twoje frywolitki, że już czekam na innowacje, o których piszesz.Pozdrawiam i zdrowiej proszę.
OdpowiedzUsuńŻyczę CI, aby udało CI się przezimować lawendę :) ja próbowałam przez trzy kolejne lata i każda niby była mrozoodporna... niestety poddałam się i w tym roku już nie mam... dobrze, że jesteś :)
OdpowiedzUsuńAnetko myślami byłam z TYobą i trzymałam kciuki aby diagnoza była pomyślna. Będę dalej trzymać za ostateczny wynik.
OdpowiedzUsuńW szpitalu jedzenie jest jakie jest, ja po porodzie nie mogłam nawet przełknąć obiadów takie były okropne. Myślę że mój czworonożny pupil by nawet nimi pogardził. Ale to regionalny szpital więc mają ludzi w nosie. Pielęgniarki miały inne obiadki a pacjenci inne. W ubiegłe wakacje gdy syn był w Łodzi w szpitalu gdzie dzieci z całej PL zjeżdzają mąż się dziwił że takie pyszności dzieciaki dostają i w dużych porcjach oraz dodatkowo zawsze deserek do tego. Okazuje się że szpital który ma renomę potrafi zadbać o swoich pacjentów.
Do szpitala zabrałam haft i również pielęgniarki dziwiły się że jeszcze ktoś to robi-wydawało mi się że akurat haft jest popularny bo tyle nas blogosferze a jednak na terenach wiejskich to niecodzienność.
Pozdrawiam i zdrówka dużo życzę:-)
Dobre wieści Anetko . Cieszę się że nie potwierdziły się Twoje obawy i oby pozostało już tak na zawsze. Trzymam kciuki za pomyślny ostatni wynik.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Tak sobie myślę, że gdyby nie blogowa przygoda też bym nie wiedziała co to frywolitka;-) Życzę Ci by Twoje frywolitkowe supełki w nieszpitalnych okolicznościach powstawały chociaż niezależnie od okoliczności i tak są piękne. Pozdrawiam:-)
OdpowiedzUsuńDOBRE WIEŚCI.
OdpowiedzUsuńDbaj o siebie kochana
dobrze, że już jesteś:))
OdpowiedzUsuń